sobota, 13 lipca 2013

Świadomość historyczna mieszkańców

Byt kształtuje świadomość, mawiali. I jak w przypadku innych działań kulturalnych w mieście widać, że pewne sprawy są ważniejsze od innych. Człowiek mający pracę, najedzony, zadowolony, z pewnością chętniej weźmie udział w "instalacjach artystycznych" niż zarobiony mieszkaniec, tyrający od świtu do zmierzchu a często i dojeżdżający do pracy i wystający w korkach. Oczywiście wielu nawet jak się im zapłaci, za Chiny nie weźmie udziału w imprezach organizowanych przez szeroko pojęte placówki kultury bo ich to nie interesuje i też dobrze. Każdy robi to, na co ma ochotę. Wybrzydzający nosem esteta napisałby, że przecież społeczeństwo masowe żywi się prymitywnymi rozrywkami...masowymi ale przecież nikt nie każe (i niech tak pozostanie) uczestniczyć w obchodach świąt, koncertach czy spektaklach. Najbardziej poszkodowane są dzieciaki ze sztandarami ale pewnie i tak będą miały bonus w postaci lepszej oceny czy plusa :)

Nieobecność mieszkańców czy bardziej obecność nielicznego grona mieszkańców (nie wliczam "urzędowych" delegacji) na obchodach różnych świąt lokalnych czy państwowych dowodzi słabej świadomości historycznej wśród ludzi. Kłania się polityka historyczna poprzednich władz i jeszcze bardziej wczesnych, która zmuszała do wystawania na powietrzu i łażenia bez celu w gąszczu mniej i bardziej farbowanych świąt robotniczych. Pewnie i dzisiaj znajdą się fascynaci tego sposobu spędzania wolnego czasu i będą przekonywać, że przecież praca, mieszkanie, pewność itp. ale nie o to chodzi we wpisie, który czytelnicy z mozołem przesuwają linijka po linijce. 

Świadomość historyczną można kształtować dwojako, poprzez urzędowe nakazywanie i "zachęcanie" oraz faktyczne zachęty do rozwoju myślenia o dziejach (obchody i szkoła). Ale historia jest bronią obosieczną, pomimo tego, że uczy, iż...nikogo nie nauczyła niczego, dla władz ułomnych, głupich i z nadania obcego, stanowi nieprzyjemną bombę z opóźnionym zapłonem. Historia przypomina chwalebne momenty społeczeństwa czy narodu, wygrane, tworzy określone mity i legendy.

Uprawiana wobec nas przez rozmaite antypolskie środowiska pedagogika wstydu polegająca na obarczaniu polskiego społeczeństwa różnymi wydumanymi winami i -izmami powoduje reakcję obronną, co widać doskonale w powolnym odradzaniu ruchu narodowego. Wiadomo, że lepiej czytać jak nakopaliśmy tym złym do dupy niż o kolejnym zrywie (nieudanym zwykle chociaż ze dwa, trzy wygrane powstania i mniejsze ruchy i ruchawki by się znalazły), który skończył się niewolą i marazmem.

W rzeczywistości absolutnie irracjonalnej jaką był PRL, historia była zdegradowana do roli (też tak często bywa) instrumentu w ręku władz, w szkołach sprzedawano ściemę a człowiek używał masek (tak jest nadal wbrew pozorom). Były białe i czarne plamy historii, wśród których słowem kluczem był Katyń i wojna 1920 roku (nawet "legendy" komunistów miały skazę bo uczestniczyły w walce z bolszewikami). Na szczęście pozostawała rodzina i drugi obieg chociaż bardzo starano się wykorzenić przedwojenne książki (Piasecki, Ossendowski, historyczne a nawet i kryminały). Niestety, w wielu przypadkach, pomimo "odświeżania" pamięci ludzkiej po 1989 roku, udało się. Wielu zostało zapomnianych nad wyraz skutecznie. Perfidną akcją komunistów była zbiórka makulatury, podpuszczano szczególnie dzieciaki aby wynosiły z domu starocie na przemiał (klasyk bolszewickiego skłócania młodych ze starymi).

Wracając do tematu, pomimo istnienia muzeum, działania poprzedniego dyrektora i wielu fascynatów mam wrażenie, że sytuacja historyczna w mieście jest krytyczna. Nie będę się wypowiadał na temat pracy magisterskiej prezydenta chociaż z pewnością kilka skanów byłoby niezmiernie ciekawych ;) Poprzestanę na stwierdzeniu, że w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku, pomimo mizerii ogólnorozwojowej w mieście działo się więcej w dziedzinie dokumentowania dziejów. Oby obecny dyrektor muzeum nie zapomniał o naukowym charakterze swojej placówki, kto wie czy jego kadencja za rok nie dobiegnie końca, niech da się zapamiętać z dobrej strony...Niech nie skupia się na baśniowej wizji "trzech kultur zgodnie pracujących na rzecz miasta" lecz rzetelnie działa na rzecz prawdziwej historii nawet jeśli byłaby smutna.

Co przeciętny mieszkaniec miasta wie o Zduńskiej Woli? Kojarzy założyciela, opowie o świętym, czasem poda datę założenia miasta, nierzadko opisze kulisy konfliktu Sieradza ze Zduńską Wolą (tak, w tej kolejności, to ich wina nie nasza), może połączy Zapolice i linię Warty i Widawki z gettem i cmentarzem żydowskim oraz dzięki przekazom rodzinnym powie o epizodzie z rozbiciem posterunku "sił ludowych" i ośmieszeniu "ludowych okupantów" po II wojnie światowej. Ktoś ze starszych doda o ruchach robotniczych i narodowych oraz o prężnym ruchu spółdzielczym przed wojną. Wbrew pozorom nie znamy dość dobrze udokumentowanej historii miasta przed 1939 (czasy II RP) a i ta najnowsza z "utrwalaczami" nadal jest nieokreśloną plamą. Władze sępią jak mogą a monografia miasta powinna być już dawno zrobiona. Szczypty pikanterii sprawie dodaje fakt, że obecny prezydent jest historykiem z wykształcenia, pytanie, czy z zamiłowania? Sępienie na historii jest głupotą bo dobra opowieść, połączona z paroma ciekawostkami, nie tylko przyciąga mieszkańców do odwiedzania muzeum, swojego muzeum ale i przyciąga turystów. Aby daleko nie szukać:

W 1941 wywiad ZWZ wykrył i zdobył rysunki techniczne kadłubów pocisków V1, wyrabianych w fabryce Weighta a wiosną 1943 uzyskano dalsze informacje o doświadczeniach z tą bronią prowadzonych na poligonie koło Sieradza.  
O skansenie litościwie przemilczę :)

2 komentarze:

  1. Nigdy na sieradzkim poligonie nie prowadzono doświadczeń z bronią typu "V".
    Znany jeden przypadek, kiedy rakieta nie osiągnęła wyznaczonego celu i spadła w okolicach Rembieszowa.

    OdpowiedzUsuń