niedziela, 2 czerwca 2013

Zrównoważony rozwój

Tytułowy zrównoważony rozwój jest szerokim pojęciem, które można tłumaczyć różnorako. Od leśnictwa poprzez politykę. Aż do doktryn, programów i konstytucji. W naszym życiu, szczególnie po akcesji do UE, pojawiło się mnóstwo potworków językowych, nowomowy niczym z dawnych spędów komunistycznych, ale zrównoważony rozwój ma pewien sens :) Według ustawy Prawo ochrony środowiska, art. 3 pkt 50, przez zrównoważony rozwój "rozumie się przez to taki rozwój społeczno-gospodarczy, w którym następuje proces integrowania działań politycznych, gospodarczych i społecznych, z zachowaniem równowagi przyrodniczej oraz trwałości podstawowych procesów przyrodniczych, w celu zagwarantowania możliwości zaspokajania podstawowych potrzeb poszczególnych społeczności lub obywateli zarówno współczesnego pokolenia, jak i przyszłych pokoleń."

A teraz zastanówmy się, co ta mądra definicja oznacza w praktyce, w przełożeniu na realia zduńskowolskie. Oznacza w wielkim skrócie, że obowiązkiem naszej władzy jest zaspokajanie potrzeb (podstawowych zgodnie z piramidą potrzeb) członków społeczności miasta. Wszystkich członków, nie wybranych grup albo jednostek. Co więcej, obowiązkiem jest dbać nie tylko o własny mieszek i kałdun (z rodziną, znajomymi, ich dziećmi i przyjaciółmi, zwierzakami itd.) ale i brać pod uwagę przyszłe pokolenia. U nas, także na szczeblu centralnym, dominuje klasyczna ideologia "po nas choćby i potop" albo bardziej obrazowo: grab zagrabione. W końcu trzeba się ustawić a jeśli ktoś większość dorosłego życia spędził w peerelu (specjalnie piszę spędził a nie przeżył czy przepracował), trudno wymagać od niego normalnego zachowania. O uczciwości i solidarności nie wspominając.

Wystarczy zerknąć na efekty działań obecnej władzy. Jej szczytowym osiągnięciem ma być szklany pajac, tfu, pałac, czyli pseudoratusz. Oficjalnie, sala, kino, centrum. Nieoficjalnie, potem się pomyśli. Port? Była szansa ale "ktoś" coś przegapił. Skansen? Nie ma kasy ale się znajdzie. Może kiedyś, jutro, za dwa lata, na rynku pod starą maszyną do pisania. Inwestor? Było kilku ale jakoś nie wyszło. Cóż, pech, shit happens. Spróbujemy, pomyślimy, przemyślimy, coś być musi do cholery za zakrętem... Nie? Trudno, oby do wiosny (jesieni rządów). Lokalny dobrodziej pomoże. Media też. Transport miejski? Jeszcze działa. Kępina? Się zrobi. Co? A kto to wie. Kolej? Pomalujemy i będzie git. PKS? Wszyscy mają samochody, po co to komu. Szkoły wyższe, zawodowe, ośrodki? To nie nasza branża i po co mamy wspierać powiat.
Jak dla mnie najlepszym sposobem promocji obecnej nieudolnej ekipy byłoby wykupienie flagi z logiem Budvaru i wystrzelenie jej w kosmos razem z ich pomysłami.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz