Pomijając sam kontekst sytuacyjny (nadal lokalne struktury PiS są dla mnie niewiarygodne) i lans w polityce, dobrze, że ktoś podniósł problem czy pochylił się nad sprawą, która tak naprawdę jest doskonałym miernikiem postrzegania "czynnika społecznego" w polityce. Brak reakcji ze strony innych ugrupowań i czynników decyzyjnych (obecne władze) spowoduje, że mieszkańcy utwierdzą się w przekonaniu, że chodzi tylko i wyłącznie o kasę i stołki. Pewnie tak jest ale pomimo wszystko, nadal wierzę w niektórych ludzi.
Pół stawu, ćwierć ryby, każdy kilogram urzędnika warty jest nagrody przechodniej imienia...właśnie Barei:
Dobrze, że wędkarze i inni mieszkańcy zainterweniowali. Często słyszę, nawet wśród znajomych, tekst: nie warto się angażować, dostaniesz po głowie, będziesz chodził się tłumaczyć, stworzysz sobie wrogów. Warto się angażować, pieniądz nie załatwia wszystkiego (chociaż z pewnością otwiera wiele drzwi).
Do wiadomości urzędników (czyżby tych od superdyrektora Dzionka?): woda to takie coś, co się przelewa. W wodzie żyją rozmaite żyjątka i ryby a nawet raki i żaby. Myślcie czasem! Teraz już wiem dlaczego niektórych urzędników (i urzędniczki) nazywa się globusami. Od ciągłego siedzenia rosną im...(litościwie zmilczę dalszą część) :)
Na koniec wpisu o niczym, coś optymistycznego. Dobrze, że są tacy ludzie. Dobrze, że komuś nadal się chce. Tym bardziej, że wśród lokalnych samorządowców znajdują się ludzie, którzy z dumą przylepiają sobie odznaki "przyjaciela zwierząt" a rzeczywistość jest straszna (lans na zwierza dobry jak ten na dzieci):
Odnośnie Pani Jadzi, która zajmuje się tymi kotami. Bardzo dobrze, że są tacy ludzie. Szczególnie, że podobno zduńskowolski TOZ jest do bani. Chętnie nawet zgłoszę się, żeby dorzucić trochę karmy.
OdpowiedzUsuńDobrze też, że są ludzie, którzy są ludźmi nie tylko z definicji. W przeciwieństwie do wielu lokalnych polityków deklarujących się jako przyjaciele zwierząt a jednocześnie wyrzucający ich z domu.
OdpowiedzUsuń