Reklama jest dźwignią handlu, mówili. PR jest sztuką szprzedawania niczego, mówili. Propaganda brzmi brzydko a zatem sięgnięto po zamienniki anglojęzyczne, sens pozostał identyczny. Sztuka robienia w konia, z uśmiechem i w elegancki sposób aby ofiary były szczęśliwe, ma długą tradycję. Niedomówienia, operowanie określonym zasobem słownika w celu zadowolenia klientów, nowomowa, pozytywy, wszystkie sztuczki są dobre aby sprzedać produkt.
Produktem jest również polityk. Produktem sponsorów, ludzi cienia, ukrytych władców marionetek. Apelowanie do rzeczników prasowych i "specjalistów od PR" o uczciwość jest stratą czasu. Nawet jeśli celem ich życia nie jest deformowanie rzeczywistości lecz "tylko" lekkie jej naginanie do wymaganych wizji, to na pewno poczucie przywiązania do miasta, miejsca urodzenia, mieszkańców, nie będzie ich mocną stroną.
Do podstawowych sztuczek należy oczywiście luz i uśmiech, potem rodzina i dzieci. Oraz przyszłość. Czego? Nieważne, liczy się dobra wola, która nie zastąpi nam miejsc pracy :)
Na marginesie produktów i reklamy znalazłem ulotki firmy znanego lokalnego przedsiębiorcy (w skrócie: ZLP). Mogą stanowić wdzięczny temat do zajęć pod tytułem: "Jak nie reklamować produktów." Zresztą, co będę pisał, sami oceńcie. Dopiszę jedynie, że jeśli chce się ocieplić przekaz wizerunkiem dzieciaka, należy to robić z głową a słowo "kryzys" jest zakazane w reklamie:
Oddalając się od tematów reklamy, PR i przekazów, pewien czytelnik narzeka na jakość biletów autobusowych w mieście. Jak sam stwierdził, są tak cienkie, że niedługo będą mogły służyć jako bibułki do papierosów. A może już służą? Zgadzam się z czytelnikiem, bilety są cienkie niczym polityka lokalna. Kiedyś, wcale nie tak dawno temu, bilety były sztywniejsze a jak wiadomo, jest to bardzo pożądana cecha ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz