Przysłowiowa niechęć jednych mieszkańców do drugich datuje się od bardzo dawna. Wskazywane są różne przyczyny, w tym historyczne czy gospodarcze. "Kołtuny" z Sieradzewa kontra "webry" ze Zduńskiej mają ze sobą na pieńku od lat. Gdyby poszukać głębiej okaże się, że wspomniana niechęć ma solidne podstawy źródłowe. Wystarczy zobaczyć jak rozwijało się dawne województwo sieradzkie kosztem Zduńskiej Woli a w przekazach źródłowych dotyczących początków naszego miasta znaleźć można wymowny zapis o "prośbie" mieszkańców Sieradza aby nie lokować Zduńskiej Woli. Powodem oficjalnym miały być względy...higieniczne.
Wracając do bliższych nam czasów nietrudno zauważyć, że Sieradz wyprzedził Zduńską Wolę o kilka prędkości pod względem pozyskiwania wartościowych (podkreślam!) inwestorów i nawet pod względem bycia centrum regionu. Centrum kulturalnym (bardzo ciekawe spotkania z autorami książek w bibliotece, imprezy, w tym promocyjne) i czysto urzędowym. Zresztą, od kilku lat lepiej jechać na "dni" do Warty niż czekać na trzeciorzędny garnitur przyśpiewkowy w Zduńskiej Woli...
Sieradz wyprzedza Zduńską także pod względem kultury urzędniczej (partyjnej nie sądzę). Przykład dał mi kolega, który starał się o pracę w kilku miejscach dawnego województwa sieradzkiego. W Zduńskiej Woli nawet nie raczyli odpisać a w Sieradzu przyszły oficjalne pisma ze stempelkami i "wicie, rozumicie ale na razie bryndza". Powiecie, żadna nowość, władze mają obowiązek odpisywać na pisma, niejako urzędowo. W internecie można poczytać jak wnerwieni obywatele składali skargi czy sprawy kończyły się w sądach administracyjnych przegranymi urzędów czy grzywnami (chodzi głównie o tak zwaną informację publiczną). Warto jednak podkreślić sam fakt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz